Niedawno dostałam zaproszenie na wzięcie udziału w fantastycznym wydarzeniu. Fantastycznym już z samej idei i tego, jak to wszystko się odbywa. Mowa o V edycji Charytatywnych Kulinarnych Zawodów Dziennikarzy. W tym roku postanowiono wesprzeć Puckie Hospicjum pw. św. Ojca Pio. Nie zabrakło wspomnień o księdzu Kaczkowskim, który był z hospicjum mocno związany. Ale czuć było Jego ducha, to co zostawił wśród tych, którzy mieli z nim bezpośrednią styczność. Pracownicy hospicjum byli gośćmi wtorkowego spotkania. Ich radość, entuzjazm był widoczny i udzielał się innym. Trudno im było czuć się jako goście, stale pytali o to,czy w czymś nie trzeba pomóc :).
A co robili tam przedstawiciele mediów, dziennikarze, prezenterzy? Przyciągali inne media i gotowali. Było 6 drużyn, każdy z kapitanów losował swoich dwóch dodatkowych pomocników. Katarzyna Zdanowicz była kapitanem nr 4 i wylosowała mnie i Radosława Mroza. Zapowiadało się ciekawie.
Każda z załóg musiała w kuchni wykorzystać bazowe produkty. Fundamentami do dania głównego były: kaczka, seler, rabarbar. A na deser trzeba było przygotować coś z biszkoptu, koziego twarogu i malin. Radosław zajął się kaczką, ja deserem, Kasia pomagała we wszystkim. Jak to kapitan. Mój udział w przygotowaniu kaczki, to smakowanie, talerz do podania i usunięcie z ozdoby bratka w zamian za pistacje. Piszę o tym celowo, ponieważ nasza Załoga wygrała z daniem głównym.
Z moim deserem było nieco gorzej. Lepiej wyglądał niż smakował. Po pierwsze, zamiast nasączyć biszkopt białym winem, użyłam jakiegoś gorzkiego trunku. 🙂 Po drugie, byłam wierna swojej obsesji i nie dodałam ani grama białego cukru. Innego nie było, także postanowiłam zrobić deser w wersji wytrawnej (aż za bardzo, jak się później okazało :)). Masa była ze zmieszanego koziego twarogu, startych malin i tymianku (by trawiło się lepiej) :). Atmosfera była tak fantastyczna, że zagapiłam się i dodałam zdecydowanie za dużo tymianku ;). Sam Mistrz Jakubiak powiedział:
– No Anna, mocno tymiankowy… Trochę za mocno. Ale byliście drudzy ;).

Miło zatem, że za deser nagrodzono inną drużynę i na podium znalazły się dwie. Jaki jest mój wniosek z tego spotkania? Cudownie gotuje się z ludźmi z pracy, cudownie gotuje się w szczytnym celu, wspaniale widzieć radość tych, którym się pomaga. A tak prywatnie? Czasem warto dać wolne zdrowym obsesjom i nie żałować cukru. Odrobina słodzenia nikomu nie zaszkodzi. Jednak u mnie w domu nadal będzie tylko miód, ksylitol, cukier kokosowy. Tam nie było, dzięki temu inni cieszyli się ze słodkiego zwycięstwa. A ta radość udzieliła się wszystkim ;).
To jakby tu Wam teraz posłodzić? 😉
Serdeczności,
A.